sobota, 29 października 2016

Od jesieni do zimy - Część 3

Jestem, nie umarłam, jak ktoś w ogóle zauważył, że się trochę spóźniłam... Ktoś serio to czyta? Sorki, sorki... Książka, którą czytam mnie przygniata. Enjoy...



Niedługo potem, któregoś dnia, kiedy Natalia wstała, nigdzie nie było jednego z podopiecznych. Pani Anastazja przyszła trochę wcześniej niż zwykle. Przez cały dzień wmawiały sobie, że wyszedł po prostu, nic im nie mówiąc. Po kolacji usiadły przy metalowym, przerdzewiałym kuchennym stole, przeszkadzając w zmywaniu starej kucharce, która czasem rzucała do nich jakieś gniewne uwagi. Nie odzywały się do siebie, dopóki nie wyszła przed dziesiątą, nie odpowiadając na ich pożegnanie.

- Uciekł, gówniarz – mruknęła pani Anastazja, zapalając papierosa.

- Tomek nie uciekł, coś się musiało stać… - martwiła się Natalia, bawiąc się uchem kubka z herbatą.

Starsza kobieta parsknęła kpiąco.

- No, co?! – wzburzyła się młodsza wychowawczyni. – Pani tak zawsze z góry zakłada, że ludzie to jakieś wszy najgorsze i robią same złe, nieodpowiedzialne rzeczy…

- Bo tak jest – odparła kobieta ze znudzeniem.

Natalia pisnęła z irytacją, wciskając pięści między uda. Zgarbiła się i odwróciła wzrok.

- Co my robimy źle? – zapytała smutno. – Tak bardzo się staramy, a oni się przed nami bronią…

Pani Anastazja otworzyła szeroko zdumione oczy, prostując plecy. Dłuższą chwilę wpatrywała się w swoją towarzyszkę, po czym zamrugała szybko kilka razy i prychnęła pogardliwie.

Natalia odwróciła się gwałtownie w bojowym nastroju.

- Daj se siana, dziecko – rzuciła starsza kobieta, osuwając się niżej na krześle i kierując wzrok na drzwiczki szafki. – Jesteś młoda, naiwna i nie znasz życia… Powinnaś zmienić pracę. Ludzie to chuje, rozumiesz? A dzieciaki zawsze uciekały z bidula, nie zmienisz tego. Zresztą niektóre też z domów uciekają… - Zaciągnęła się papierosem i zrobiła dłuższą przerwę. – I kogo to obchodzi? Będzie głodny albo zmarznie - wróci. Albo nie. Może nigdy nie wróci.

- Powinnyśmy powiadomić policje – wycedziła Natalia, a pod stołem ukrywała zaciśnięte ze złości pięści.

- Nie będą go szukać – machnęła ręką pani Anastazja, niechcący strząsając popiół z papierosa na podłogę. – Nigdy ich nie szukają. Tych dzieciaków. Kiedyś się zgłaszało, to mówili, że „wróci” albo „się znajdzie”, albo po prostu „uciekł” i że się rozejrzą. A potem wracał. Albo nie. I wtedy go trochę szukali. Krótko – wzruszyła ramionami. – Ale w końcu i tak nie wracał.

- To co, mamy nic nie robić?! – nie wytrzymała w końcu młoda kobieta.

- Nie no, skąd – zaprzeczyła jej oponentka z jakąś niemrawą gorliwością, wstając nieśpiesznie i powoli wyszła z kuchni, budząc zdziwienie Natalii. Po chwili wróciła, wybierając numer na słuchawce stacjonarnego telefonu. – Musimy do nich zadzwonić.

Siedząca na krześle rozmówczyni, obserwowała ją czujnie, kiedy przykładała słuchawkę do ucha.

- Dobry wieczór, chciałam zgłosić zaginięcie… tak… dzwonię z sierocińca, mój piętnastoletni podopieczny zniknął nad ranem i ciągle nie wrócił do domu… - kobieta uśmiechnęła się krzywo, nacisnęła przycisk na słuchawce i z głośnika rozległ się głos funkcjonariusza:

- … konieczne? Proszę się zastanowić, dzieci w tym wieku często uciekają z domów. Zwłaszcza z sierocińca. Nastolatki się buntują, chce pokazać, że nie ma pani nad nim władzy, znudzi mu się, to wróci. Często mamy do czynienia z waszymi podopiecznymi… Proszę jeszcze poczekać, jeśli nie wróci jutro, czy pojutrze, poszukamy go.

- Jasne, rozumiem – rzuciła pani Anastazja. – Dobranoc – i się rozłączyła. – Widzisz? – rzuciła zaczepnie do Natalii i odłożyła słuchawkę na stół. – Nikogo to nie obchodzi. Taką tu mamy policje. Cholerne zadupie – westchnęła. - Po prostu to zostaw, dziewczyno. Tomek pewnie wróci.

- A jak nie? – odparła zrezygnowana dziewczyna.

- To zgłoszę zaginięcie – wzruszyła ramionami i zawróciła do drzwi. Zatrzymała się jeszcze w progu. – Nie przywiązuj się, Natalia. Bo złamią ci to wrażliwe serduszko. Dobranoc

Kiedy kobieta wyszła, Natalia oparła głowę na blacie stołu i zasłoniła ją rękami. Wiedziała, że nie zaśnie tej nocy, więc długo jeszcze siedziała przy kuchennym stole, trawiąc ciężkie słowa pani Anastazji i policjanta ze słuchawki.



Dwa dni później zgłosiły zaginięcie. Funkcjonariusz wypełniał papiery ze znudzeniem, kiedy pani Anastazja bez zainteresowania podawała mu potrzebne informacje.

- To jakaś farsa! – wykrzyknęła Natalia, kiedy opuściły posterunek.

- Przestań się burzyć, dziewczynko… - prychnęła kobieta, zapalając papierosa. – Chcesz to go szukaj, nikt ci nie broni.

- A żebyś wiedziała, że będę! – warknęła i przyśpieszyła kroku. 

Dotarła do sierocińca, akurat w momencie, kiedy wychodziła z niego Ania, wolontariuszka, zajmująca się czasem młodszymi dziećmi.

- Pani Natalio! – zawołała wesoło, kryjąc lekką irytacje. – Już się bałam, że pani też zniknęła… Przepraszam, muszę już iść do domu.

- Tak, przepraszam cię. Dzięki, Anka. Do wiedzenia – zawołała za nią.

- Do widzenia – odkrzyknęła jeszcze dziewczyna i zniknęła za bramą.

Natalia musiała poczekać aż przyjdzie pani Anastazja, bo nie mogła zostawić dzieciaków samych. Usiadła na skrzypiącej kanapie w świetlicy i wpatrywała się w okno. Nieliczne dzieci, zbyt małe, by wychodzić same popołudniami, zajęte sobą, nie przerywały zabawy. Podniosły głowy dopiero na głośny pisk, dobiegający z piętra:

- Nie! Zostaw!

A po nim wściekły wrzask:

- Co ty robisz, ty mały psychopato?! 

Natalia zerwała się na równe nogi, kiedy do pomieszczenia wpadł ośmioletni Antek. Mały blondynek przebiegł przed grupką dzieciaków, burząc ich misterną budowle z klocków i schował się za Natalią. Maluchy tylko przez chwilę podnosiły piskliwe skargi, bo do pokoju wpadła Klaudia.

- Chodź tu, trollu, zatłukę cię! – wrzasnęła, nie zwracając uwagi na Natalię. Antek wychylił się zza nogi opiekunki i pokazał dziewczynie język.

- Klaudia mnie męczy! – zaskowytał, kierując zrozpaczony wzrok na Natalię.

- Ja ciebie, purchawko niemyta?! To coś ty Olce znowu robił?

- Stop! – warknęła Natalia, robiąc krok w stronę Klaudii. – Kto i co komu znowu robi? – zapytała groźnie.

Chłopiec milczał, przestraszony złością wychowawczyni. Na Klaudie jednak nie działał gniew opiekunów, więc szybko wykorzystała okazje:

- Ten mały kretyn…

- Klaudia! – krzyknęła opiekunka.

- No co?! – wściekała się dalej dziewczyna. - Sama powinnaś wiedzieć, że to bydle jest, nie dziecko! A ty bronisz takie wredne robale tylko dlatego, że są mniejsze!

- Co zrobił? – zapytała przez zaciśnięte zęby kobieta.

- No przecież mówię! Drań podpalił Oli zeszyt!

W pomieszczeniu zapanowała cisza.

- Co zrobił? – powtórzyła chłodno Natalia.

- Wziął pieprzoną zapalniczkę, wyrwał Olce zeszyt i podpalił, kurwa mać! – wrzasnęła i wybiegła z pomieszczenia. Po odgłosie kroków, można było stwierdzić, że wyszła na dwór.

Natalia złapała Antka za rękę i ruszyła na górę. Przeszła przez korytarz i weszła do pokoju, w którym mieszkała siedmioletnia Ola. Dziewczynka klęczała na środku pokoju i cicho płakała, w ręku miała nadpalone kartki. Czarny ślad na podłodze przed nią, niewątpliwie był pozostałością po pośpiesznym gaszeniu zeszytu przez Klaudie.

Ola nawet nie zwróciła na nich uwagi.

- Antek? – powiedziała Natalia, wpatrując się w chłopca, którego trzymała mocno za nadgarstek. – Masz coś do powiedzenia?

Milczał. Ola uspokoiła się trochę i spojrzała spłoszona na opiekunkę. Spojrzała przestraszona na popiół rozsypany na podłodze, szybko wstała i cofnęła się kilka kroków, gniotąc w dłoni resztki popalonego zeszytu. Natalia uśmiechnęła się do niej smutno i nagle pomyślała, że lepiej by było, gdyby to Klaudia rozwiązała ten problem. Ona sama nie mogła ukarać go sprawiedliwie. Jako wychowawczyni nie mogła go przecież uderzyć, nie mogła powiedzieć mu co o nim teraz myśli, nie mogła go skrzywdzić, chociaż na to zasługiwał.

- Tłumacz się – warknęła, popychając lekko chłopca w stronę okna, po czym cofnęła się i zamknęła drzwi. – Chodź do mnie, Ola – szepnęła do dziewczynki, starając się pozbyć groźnego brzmienia w głosie. Nie udało jej się to, sądząc po przerażonym spojrzeniu dziecka, kiedy do niej podchodziło.

- No, mów – syknęła, ale dalej nie usłyszała od Antka ani słowa. Wzięła głęboki oddech i pogłaskała Olę po miękkich włoskach. – Zrobiłeś to, co powiedziała Klaudia? – zapytała spokojnie.

Nie odpowiedział.

- Ola, czy Antek… - zaczęła Natalia.

- Tak… - burknął cicho chłopiec, przerywając jej.

- Dlaczego? 

Nie odpowiedział.

- Rozumiem… Masz coś jeszcze do powiedzenia?

- Nie.

- Tak właśnie myślałam – westchnęła smutno. – Idź do siebie, Antek i nie proś mnie o nic.

Chłopiec ruszył szybko w stronę drzwi, ale zatrzymała go gestem.

- I jeszcze jedno – dodała. – Pamiętasz wycieczkę, na którą miałeś jechać w przyszłym tygodniu z klasą? Nie jedziesz. – uśmiechnęła się słodko.

- Ale, Natalia! – pisnął.

- Pani Natalia – warknęła na niego. – Precz. Do siebie.

Chłopiec już zaczynał płakać, kiedy wybiegał z pomieszczenia i prawie pożałowała kary, którą wymierzyła, ale wtedy Ola ścisnęła materiał jej tuniki, cicho popłakując.

- Nie martw się, Ola – powiedziała do dziewczynki, klękając przed nią i głaszcząc ją po głowie. – Zadzwonię do twojej nauczycielki i wytłumaczę jej wszystko, dobrze?

- Mhm… - zgodziła się dziewczynka, kiwając głową.

- Umyj buzię i idź się pobawić z resztą na dole, dobrze?

- Dobrze – odpowiedziała dziewczynka, pociągając nosem i wyszła.

Natalia posprzątała popiół, schowała szczątki zeszytu Oli w szufladzie kredensu i zeszła na dół, żeby zająć się zdezorientowanymi dziećmi.




Coraz bardziej mam wrażenie, że moje teksty są obraźliwe dla ludzi, którzy zmagają czy też zmagali się z poruszanymi przeze mnie sprawami... W tym konkretnym przypadku mogłabym się bronić tylko tym, że tło nie jest główną myślą tej historii... Ale nie chcę się bronić, bo moja ignorancja jest niepodważalna... Dlatego jeżeli ktoś (ktoś może? ktokolwiek? serio) poczuje się urażony, albo uzna, że ktoś mógłby się poczuć urażony... proszę mnie bez krępacji opieprzyć (ale miejcie na uwadze, że ludzie są różni, ok?)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz