piątek, 4 listopada 2016

Od jesieni do zimy - Część 4

Heeej... Ostatni fragment Od jesieni do zimy, tak bez przerwy, tydzień po poprzednim, bo jakaś niezadowolona jestem z tego tekstu... Tak jak ze wszystkich ostatnio :/ 
<głosy> Tak to jest jak się chujowo pisze...
O, moje początkowe objawy schizofrenii, jak miło, dawno się nie... słyszeliśmy ^^
Enjoy, aniołki...


Pani Anastazja dopiero wtedy dotarła do sierocińca. Po drodze zatrzymała się, żeby kupić papierosy.

- Co z tobą, młoda? – rzuciła, zapalając zapalniczkę, kiedy mijała podminowaną Klaudie siedzącą na mokrych schodach.

- Mogę fajka?

Kobieta spojrzała na drzwi i podsunęła jej paczkę.

- Ale tylko raz, bo Natalia urwie mi głowę – mruknęła, kiedy dziewczyna przypalała papierosa.

- Natalia to idiotka – prychnęła Klaudia.

- O co się znowu pokłóciłyście? – zapytała pani Anastazja bez zainteresowania i oparła się o kolumnę starej budowli.

- Nie, że pokłóciłyśmy… - odparła zakłopotana podopieczna, wpatrując się w wydmuchiwany przez siebie dym. – Po prostu mnie zwrzeszczała.

- No dobra, ale dlaczego? – dopytywała się kobieta, kryjąc rozbawienie. Ta dziewczyna jako jedna z niewielu potrafiła ją rozbawić. Lubiła ją.

- No, bo… Kurde! - zaczęła się znowu wściekać Klaudia. – Ten mały, pieprzony gówniarz znowu się znęcał nad Olką! Ja go pogoniłam i chciałam go opierdolić, ale on uciekł do Natalii i jak jej mówiłam, co on zrobił, to się na mnie wydarła! Może trochę za bardzo się wkurwiłam, ale ten gnój… No… Wie pani! – prychnęła i zaciągnęła się papierosem, tupiąc nerwowo nogą.

Starsza opiekunka obserwowała ją dłuższą chwilę.

- Strasznie klniesz jak się wściekniesz – rzuciła w końcu od niechcenia, przyglądając się swojemu papierosowi.

- Ta, wiem… - mruknęła dziewczyna w odpowiedzi. – W ogóle łatwo mnie ponosi. I strasznie się emocjonuję. Tak już mam, nie moja wina. Ludzie są różni, tak?

- Tak, Klaudia – zaśmiała się kobieta drwiąco. – Ludzie są cholernie różni.

- Myśli pani, że powinnam ją przeprosić? – zapytała po chwili milczenia, spoglądając na wychowawczynię przez ramię. - Albo ona mnie?

Pani Anastazja paliła przez moment, nie odpowiadając.

- Nie.

- To dobrze – mruknęła dziewczyna, obejmując rękoma kolana i opuszczając głowę.

Kobieta ostatni raz zaciągnęła się papierosem, zgasiła go na kolumnie i rzuciła w krzaki.

- Nie siedź tu za długo – rzuciła jeszcze do Klaudii, otwierając drzwi.

- Ok – powiedziała dziewczyna.

Pani Anastazja weszła do budynku.

Klaudia wypaliła do końca papierosa, rzuciła przed siebie i zgniotła nogą.

- Żeby zdechł, mały skurwiel – powiedziała spokojnie, wpatrując się w zamgloną ulicę za bramą.



Następnego dnia Antek zniknął. Natalia powtórzyła walkę z policją bliska histerii, a od pani Anastazji usłyszała tylko:

- Gówniarz zwiał po wczorajszym.

Klaudia poszła na długi spacer. Bała się.

Tomek nie wrócił. Antek też nie wracał. Czas mijał, a dzieci zachowywały się, jakby tego nie zauważyły.

- To mnie przerasta – płakała do telefonu Natalia, kiedy zadzwoniła jej matka. – Dzieciaki stąd uciekają, chociaż nikt im nic nie robi, policja ma to gdzieś, wszyscy mają to gdzieś! Mamo, dlaczego?!

- Zostaw to, Natka, zmień pracę, mówiłam ci, że to nie dla ciebie, za wrażliwa na to jesteś… - powtarzała jej matka.

Natalia szukała ich na własną rękę, Klaudia próbowała jej pomóc. Nikt nic nie widział, nikt nic nie wie. Nikogo przecież nie obchodzi co się stało z tymi dziećmi. To były trudne dzieci, problematyczne, dzieci z sierocińca, więc komu ich brakuje?

Dwoje dzieci zginęło w cztery dni. Nie wracają. Ale nic się nie zmieniło. Nikt nic nie wie. Przecież nic się nie stało. Oni tylko „zniknęli”, tylko „uciekli”. Wrócą jak się znudzą, więc kogo to obchodzi?



Do stycznia zniknęło jeszcze siedmioro dzieci z domu dziecka. Po trzecim policja podjęła jakieś anemiczne działania. Nikt nic nie widział, nikt nic nie wie. Nikt nie chce pomóc w poszukiwaniach.

- Długo pani tu pracuje? – zapytał policjant, rozmawiający z Natalią.

- Od maja zeszłego roku... – rzuciła automatycznie Natalia, wodząc zdenerwowanym spojrzeniem za biegającymi po podwórku dziećmi.

- I nikogo nie dziwi, że niedługo potem zaczęły znikać dzieci… - mruknął mężczyzna.

- Pan coś sugeruje?! – prychnęła, odwracając się do niego gwałtownie.

- Nie, skąd… Tylko, wie pani, to dziwne…

- Suń się pan! – warknęła Klaudia, przepychając się między policjantem i Natalią. – Dzieciarnia do środka! – krzyknęła, otwierając drzwi. Niemrawe głosy protestu uciszyła zdecydowanym: - Ale już! – i zwróciła się do opiekunki: - Chodź, Natalia, bo sfiksujesz od pilnowania ich na dworze…

- T-tak, zaraz przyjdę, Klaudia… 

- Tylko szybko… - mruknęła zmartwiona dziewczyna i rzuciła policjantowi gniewne spojrzenie.

- Ma charakterek… - westchną zirytowany funkcjonariusz i zapytał po raz kolejny: – Zaszły jakieś zmiany w ośrodku na krótko przed zniknięciami?

- Nie, naprawdę niczego nowego sobie nie przypominam… - westchnęła zmęczona. - Przepraszam, ale przerabiamy to już chyba dziesiąty raz, niczego nowego sobie nie przypomnę… 

- W porządku, gdyby jednak, proszę zadzwonić.

- Oczywiście, do widzenia. 

Kiedy policjant w końcu sobie poszedł, Natalia zamknęła się w swojej kanciapie i nie mogła przestać płakać. Kilka starszych dzieciaków wielokrotnie przychodziło i dobijało się do jej pokoju, ale konsekwentnie ich ignorowała.

Usłyszała, że ktoś idzie. Spodziewała się cichego pukania i nieśmiałych próśb…

Puk, puk.

- Natalia – głos pani Anastazji. Zmęczony i zirytowany. - Rusz dupę, jest jakiś problem.

To momentalnie doprowadziło ją do porządku. Otworzyła drzwi.

- Co się dzieje?

- Chodź.

Poszły na piętro. Na korytarzu, otoczona przez grupkę podopiecznych sierocińca, stała dwunastoletnia dziewczyna i ukradkiem wycierała łzy.

- Hania? – zdziwiła się Natalia. - Co ci się stało?

- Nie jej! – warknęła jedna z dziewczyn. – Chciała mu zrobić krzywdę!

- Suka – rzucił jeden z chłopaków.

- Chciała skrzywdzić naszego przyjaciela! – pisnął płaczliwie głosik jakiejś dziewczynki.

- Mówią o króliku – wyjaśniła pani Anastazja.

- Nic nie rozumiem… Gdzie… - nagle dotarło do niej, co powiedziała starsza wychowawczyni. - To pani wie o króliku?!

- O jakim króliku? – udała zdziwienie kobieta. – Nie, nie wiem. Nic nie wiem o żadnym króliku… - zaczęła odchodzić. – Ale skoro jesteś wprowadzona w temat świetnie sobie poradzisz, dzięki.

I zniknęła na schodach.

To czyste lenistwo, pomyślała zrezygnowana Natalia, zawsze zrzuca na mnie rozwiązywanie problemów.

- Dobrze, co się stało? – westchnęła Natalia. 

- Ta zdzira znęcała się nad Karym – oświadczyła spokojnie Klaudia, wychodząc z pokoju z królikiem na rękach. – Przytrzymasz go? – poprosiła, podając opiekunce zwierzątko.

- E… Co? Tak… - Przytuliła królika.

Klaudia podeszła powoli do Hani, zatrzymała się przed nią i przyjrzała jej się z powagą. Natalia zrozumiała o co chodzi, kiedy było już za późno. Klaudia wzięła błyskawiczny zamach i z całej siły uderzyła Hanię w twarz. Dziewczyna upadła ciężko na podłogę. Nikt nie próbował jej łapać, nikt też nie próbował powstrzymać Klaudii. Hania usiadła zdezorientowana, a Klaudia rozprostowała palce i strząsnęła dłoń.

- K-Klaudia… - wydukała skamieniała Natalia. – Ty…

- Ty suko! – wrzasnęła dziewczynka, zrywając się na równe nogi i rzuciła się na dziewczynę. Najstarszy z chłopaków złapał ją za nadgarstek, a ona straciła równowagę i znowu upadła.

Klaudia spokojnie wyjęła królika z rąk Natalii.

- Dzięki.

- Spokój! – wrzasnęła opiekunka niepodziewanie.

Podopieczni przestali się szarpać i patrzyli na nią w oczekiwaniu.

- Widziała pani, co ona zrobiła! – wrzasnęła Hanię.

- Klaudia… - powiedziała spokojnie Natalia, patrząc we wściekłe oczy starszej z dziewcząt. – Dlaczego to zrobiłaś?

- Bo widziałam jak znęca się nad Kerym – odpowiedziała zimno dziewczyna.

- Nic nie zrobiłam! Bawiłam się z nim! – zapłakała dwunastolatka, dalej siedząc na podłodze.

- Chyba nim! – wrzasnął chłopak, który ją wcześniej zatrzymał, sprawiając, że dziewczyna skuliła się, przestraszona.

- Klaudia, mogę? – zapytała Natalia, sięgając po królika.

-Mhm… - mruknęła Klaudia, obserwując uważnie kobietę.

Wychowawczyni wzięła od niej zwierzątko, podeszła do Hani, przyklęknęła przed nią i posadziła króliczka przed dziewczyną. Ker natychmiast cofnął się z piskiem i schował za nogą Natalii.

- On też kłamie? – powiedziała zimno Klaudia.

- Ale… Ale… Ja specjalnie nic złego…! – zapłakała dziewczyna. 

Natalia wstała z futrzakiem na rękach. Oddała go Klaudii.

- Po prostu zejdź mi z oczu – powiedziała Natalia i odeszła. Dzieci zrobią swoje, dzieci zdecydują. Dzieci postąpią tak jak trzeba. Nauczyła się już, że czasami trzeba zostawić sprawy w rękach dzieci.



Z jakiegoś powodu, kiedy wstała, wiedziała już, że Hani nie ma. Wiedziała, że nie wróci. Wiedziała, że żadne z zaginionych dzieci nie wróci. I była spokojna. Bardzo, przerażająco spokojna.

Przed swoją kanciapą natknęła się na Klaudię. Klaudia też była spokojna. Wydawała się wręcz zrelaksowana, kiedy mówiła:

- Nie ma jej.

A Natalia nie musiała pytać, bo zaczęła się już do tego przyzwyczajać. Po śniadaniu zadzwoniła na policje. Powiedziała, że zaginęła kolejna dziewczynka, dwanaście lat i nic więcej. Powiedzieli, że przyjadą. Przyjechali, powypełniali stosy papierów, zadali mnóstwo niepotrzebnych pytań. Przecież ona i tak nie wróci.

Cały dzień padał deszcz.

Natalia już chyba zaczęła się przyzwyczajać. Klaudii przestało to już nawet przeszkadzać.

Wieczorem, kiedy już wszyscy poszli spać, Natalia siedziała przy przerdzewiałym stole w kuchni i jadła ciastka, które po południu kupiła dla niej pani Anastazja.

Ktoś pukał do drzwi. Wstała i niechętnie, jak widmo, powlokła się do wejścia. Z ciastkiem w zębach otworzyła drzwi. Momentalnie poczuła jak serce jej staje.

- Dobry wieczór, dziecko – powiedziała smutno blada, zgarbiona staruszka z sękatą laską i dużym, wiklinowym koszykiem w rękach. – Wybacz późną porę. Mogę wejść?

- T-tak, proszę… - wyjąkała przerażona Natalia i odsunęła się, żeby kobieta mogła wejść.

Staruszka weszła do środka, wycierając buty. Natalia zamknęła drzwi, zastanawiając się, co powiedzieć.

- Nie mogłam przyjść wcześniej, miałam dużo pracy – powiedziała smutno kobieta.

- Natalio, co się… - dobiegł je głos Klaudii schodzącej po schodach. Urwała w pół zdania, kiedy zobaczyła nocnego gościa. – Dzień dobry… - powiedziała ostrożnie.

- Dobry wieczór, dobra dziewczynko – przywitała się kobieta. – Pójdziesz po Kera?

Dziewczyna tylko kiwnęła głową i pobiegła na górę.

- Po co pani przyszła? – wyrwało się Natalii.

Staruszka spojrzała na nią z żalem, wyciągnęła dłoń i, z trudem sięgając, dotknęła policzka Natalii.

- Wiedziałam, że będziesz się martwić – powiedziała, kręcąc głową ze zmartwioną miną. – Dzieciom łatwiej to zrozumieć, ale ty też to czujesz…

Klaudia schodziła już po schodach, niosąc zaspanego króliczka.

- Nie stało się nic złego, jest tylko lepiej. Pomógł, prawda? – zwróciła się do Klaudii.

Dziewczyna wyglądała na zdziwioną i sama niepewna dlaczego, odpowiedziała:

- T-tak.

- Widzisz? – odezwała się znowu do Natalii. – Uwierz w to. Nie stało się nic złego.

- Po co pani przyszła? – wyszeptała Natalia. Jej podświadomość zaczynała rozumieć.

- Muszę go zabrać – odpowiedziała smutno.

Klaudia mocniej przytuliła zwierzątko. Natalia gwałtownie zaczerpnęła powietrza.

- Cieszysz się, prawda, Natalio? – zapytała staruszka z ledwo zauważalną nutą złośliwości w głosie i sięgnęła po króliczka.

- Dlaczego? – zapytała nieszczęśliwym głosem Klaudia, kiedy kobieta delikatnie odbierała jej stworzonko z rąk.

Staruszka uśmiechnęła się smutno, wrzuciła królika do koszyka, gdzie błyskawicznie zakopał się w koc, i otworzyła drzwi.

- Dziękuję, że się nim opiekowałyście. Jesteście dobrymi dziećmi.

I wyszła.

- Czekaj! – zawołała dziewczyna.

Kobieta zatrzymała się w gęstej, szarej mgle i odwróciła do niej.

- Dlaczego? – zapytała Klaudia.

Staruszka długo patrzyła na przemian na opiekunkę i jej podopieczną.

- Przyszedł oddzielić dobre i złe dzieci, ale ostrzegałam, że nie je zbyt wiele. Przekarmiłyście króliczka.

Odeszła. Rozmyła się we mgle jeszcze zanim doszła do bramy.

- Klaudia – powiedziała cicho Natalia. – Dopiero to naprawdę mnie przeraziło.

Dziewczyna długo patrzyła za staruszką w milczeniu. Odwróciła się. Uśmiechała się.

- Dziwne – powiedziała radośnie. – Ja dopiero teraz jestem spokojna.





Dobrnęliście do końca? Wow. Podziwiam Was, ja na to patrzeć nie mogę, serio... Ale poczekajcie! Jeszcze sekundę życia na mnie zmarnujcie, ok? Plis. Jak to... no, albo cokolwiek tutaj Wam się podobało albo jak się nie podobało też... Jak to ktoś przeczytał po prostu... *załamuje ręce, bo nie ma pojęcia o promowaniu bloga i nie rozumie internetu, nie rozumie, co robi* Maźnijcie jakiś komentarz, cokolwiek, bo ja nie wiem czy mam ćwiczyć i próbować dalej, skierować swoją karierę na bardziej ambitne tory (mogłabym na przykład zostać szambonurkiem), czy w ogóle od razu się zabić... No, jak to ktoś przeczytał... Dobranoc...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz