piątek, 7 października 2016

Od jesieni do zimy - Część 2

Oj, żeby mi się tak chciało jak mi się nie chce... Ale jest dalej, więcej i w ogóle... eh... Enjoy.


Przez cały dzień nic tak nie zajmowało myśli Natalii jak planowane spotkanie z dziwną staruszką. Mimo chłodu i ulewnego deszczu, nieustannie wychodziła przed budynek, a czasem aż przed bramę, wypatrując gościa. Najmłodsze dzieci, które nie chodziły jeszcze do szkoły, biegły za nią i ciągle dopytywały, co się dzieje. Nie odpowiadała, kręciła głową i wracała do środka.

Kiedy wszyscy podopieczni wrócili i zaczęło robić się naprawdę późno, Natalia poszła zamknąć bramę na noc. Myślała już, że kobieta nie przyjdzie, dlatego kiedy jakiś człowiek wyszedł nagle zza muru, wrzasnęła cicho i odskoczyła, zaskakując przechodnia. Natalia wypuściła głośno powietrze, kiedy mężczyzna zniknął po drugiej stronie ulicy.

- Spokojnie, dziecko… - usłyszała za swoimi plecami spokojny, lekko zachrypnięty głos. Odwróciła się gwałtownie, powstrzymując kolejne nerwowe piśnięcie i zobaczyła przed sobą tę samą zgarbioną sylwetkę, co poprzedniego wieczora. Staruszka wcale nie zachęcała Natalii do uspokojenia się. Wyglądała jak wysuszone zwłoki, ubrane w stary, zakurzony koc i pachniała starym, mokrym papierem. Cienkie, niemal białe włosy zasłaniały mocno przerzedzoną, ale czystą zasłoną jej bladą twarz, a chude, zgarbione ciało okryte było wieloma warstwami szorstkiej, spranej odzieży. Obiema sękatymi dłońmi trzymała wygiętą, równie sękatą laskę zrobioną z ciemnego, nieszlifowanego badyla.

- P-prze-przestraszyła mnie pani… - wyjąkała Natalia, chwytając się prętów bramy, żeby ukryć drżenie rąk.

- Czekałaś na mnie przez cały dzień? – zapytała rozbawiona kobieta. – Przepraszam, nie mogłam przyjść wcześniej…

- Jest wpół do dziesiątej… - mruknęła Natalia.

- Dzieciom podoba się mój prezent… - powiedziała niespodziewanie staruszka. – A tobie?

- Prezent? – prychnęła opiekunka, zirytowana beztroskim podejściem kobiety do niej, zasad sierocińca, dzieci i zwierzątka. – To jest żywe zwierzątko, nie można go ot tak zostawiać pod opieką dzieci! Wie pani, że nie wolno tu trzymać zwierząt?

- A jednak pozwoliłaś mu zostać – odparła stara kobieta, wpatrując się w nią przenikliwie. – Złamałaś zasady, Natalio.

Wychowawczyni uchyliła usta, chcąc coś powiedzieć, ale nie potrafiła znaleźć odpowiedzi na tą trafną uwagę. Poczuła, że się czerwieni.

- Nie przejmuj się, to były głupie zasady – rzuciła staruszka lekceważąco i machnęła obojętnie ręką. – Ważne jest to, dlaczego to zrobiłaś. Zrobiłaś dobrze, dziecko. To pozwoli na oddzielenie złych dzieci od dobrych.

- C-co..? – zająknęła się nieprzytomnie Natalia, nie podobało jej się to zdanie.

- To nie jest zwykły króliczek - wyjaśniła kobieta, opierając się ciężko na krzywej lasce. – Ten króliczek jest magiczny. On rozpoznaje, kto jest dobry, a kto zły. Ale nie je dużo i lepiej go nie przekarmić. Ponieważ jest zaczarowany, nie musisz się martwić, że dzieci zrobią mu krzywdę. On będzie wiedział, czy zrobiły to specjalnie, czy chciały dobrze. Będziesz się martwić i tak, bo jesteś dobrym dzieckiem, ale zaufaj mi. Ja i on już dużo razem przeszliśmy.

Kobieta położyła dłoń na ramieniu Natalii, która dopiero wtedy zauważyła jej długie, połamane i żółtawe szpony.

- Zaufaj mi, on wam nie zaszkodzi – przekonywała ciepło staruszka. - Może tylko pomóc. Oddzieli dobre i złe dzieci. Dobre dzieci umieją zająć się króliczkiem, złe będą chciały mu zrobić krzywdę, ale nie zrobią, bo to nie jest zwykły króliczek. Będziesz się martwić, ale zaufaj mu, to dobry królik.

Natalia czuła się zamroczona spokojną gadaniną, ale ciągle czuła niepokój i jakąś pierwotną, instynktowną potrzebę ucieczki.

- Daj mu szansę, co może się stać? – powiedziała cicho jej stara rozmówczyni. – To tylko mały króliczek. Zajmiecie się nim, a ta dobra dziewczynka nie pozwoli mu zrobić krzywdy. On już wie, że to dobra dziewczynka.

Natalia chciała zadawać jakieś pytania, chciała coś zrozumieć, ale wszystko już zostało powiedziane.

- Dlaczego? – wydusiła z siebie w końcu, nie dbając już o to, że wiesza się słabo na bramie.

- Och… - sapnęła staruszka, jakby zrezygnowana. – Tylko dlaczego i dlaczego… Robię to, żeby było lepiej, żeby dobre dzieci spotkała nagroda, a złe kara, żeby wszyscy wiedzieli, kto jest dobry, a kto zły. I żeby dzieci były szczęśliwe. Ja naprawdę chcę dobrze – zapewniła słabo kobieta.

- Ja… - jęknęła Natalia, znów czując, że nie ma dobrego wyjścia z sytuacji. – Myślę, że nic się nie stanie… To tylko królik…

- Dobrze – powiedziała jej rozmówczyni z lekkim, łagodnym uśmiechem. – Pójdę już, jest późno, powinnaś iść spać, Natalio.

- Mhm… - mruknęła niewyraźnie opiekunka. – Do widzenia, pani…

Zamknęła powoli bramę i przekręciła klucz w dużym, zardzewiałym zamku.

- I nie czuj się winna, dziecko – dodała jeszcze kobieta. – Naprawdę nie stanie się nic złego.

Natalia uniosła wzrok znad zamka, ale staruszka już odeszła. Czuła jak jej głowę wypełnia tępy ból, więc wróciła do budynku i zamknęła wszystkie zamki, czując jakieś ciągłe napięcie pod płaszczykiem senności. Ale nic nie miało znaczenia, zmęczenie desperacko nakazywało jej sen…



Jeszcze zanim minął miesiąc zaczęły się problemy. Dzieciaki nie potrafiły się dogadać, kiedy chodziło o ich nowego, puchatego współlokatora. Na początku wystarczyła im sama jego obecność, ale kiedy minął pierwszy zachwyt, każdy chciał mieć zwierzątko dla siebie, jak nową zabawkę. Natalia wiedziała, że prędzej czy później oswoją się z jego obecnością, a może nawet w końcu trochę się nim znudzą, chociaż wychowankowie sierocińca nie nudzą się nowościami tak szybko jak inne dzieci. Dla wygody opiekunki stworzonko było przypisane do Klaudii, nikt nie wątpił w jej prawo pierwszeństwa, ponieważ to ona przyniosła je do sierocińca i przekonała Natalię by pozwoliła go zatrzymać. Jednak pod nieobecność dziewczyny, i oczywiście opiekunek, następowała prawdziwa wojna o królika.

- Klaudia… - burknęła zirytowana pięćdziesięcioletnia pani Anastazja, druga etatowa opiekunka w sierocińcu, paląc cienkiego papierosa, kiedy dziewczyna weszła do świetlicy. – Dzieciarnia czegoś od ciebie chce… Strasznie wrzeszczą i ciągle pytają kiedy wrócisz… Chciałam ich rozsądzić, ale upierają się, że to musisz być ty. Błagam cię, idź do nich albo ich wymorduję i zhańbię moje szlachetne zajęcie…

- Kurde… Już idę… – westchnęła Klaudia. Była w pełni świadoma, że będzie musiała rozsądzić kolejny idiotyczny króliczy spór.

Chwilę później do świetlicy weszła Natalia.

- Dzień do… - urwała w pół słowa. - Pani Anastazjo! Znowu pali pani w budynku! Dzieciaki pani potruje!

Kobieta spojrzała na młodą opiekunkę, potem na swojego papierosa, strząsnęła popiół na wyszczerbiony talerzyk i wzruszyła ramionami.

- Połowa z nich i tak pali – mruknęła z właściwą sobie nonszalancją. – A reszta niedługo zacznie…

- Bo pani im daje zły przykład! – warknęła wzburzona Natalia.

Pięćdziesięciolatka zmierzyła ją lekceważącym spojrzeniem.

- Czy wiesz, dziecko, że gdyby te dzieci miały rodziców, nikt nie pilnowałby czy ci rodzice palą? – powiedziała z namysłem i mocno zaciągnęła się papierosem. - Nie ma znaczenia, czy daję im dobry przykład, czy zły. Przykład, który im daję jest prawdziwy – rzuciła zirytowana i wstała, gasząc papierosa. – Nie możemy ich uszczęśliwić, możemy im tylko pomóc trwać.

Spojrzała Natalii w oczy z wyraźną dezaprobatą, skrzywiła się i wyszła, zostawiając za sobą skonsternowaną kobietę.

Cichy tupot kilku par nóg i nawoływania ze słyszalną skargą zmusiły Natalię do powrotu do pracy. Jeden ze starszych chłopców znowu znęcał się nad młodszymi dzieciakami. Nie było dobrze…



Hmm... Jak się właściwie promuje bloga? Przydałoby się zająć tym zagadnieniem na poważnie, bo moje gadanie do siebie w przestrzeni internetu robi się powoli śmieszne...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz