piątek, 24 lutego 2017

Biała historia

Dzień dobry, zmartwychwstałam. Już myślałam, że umrę ostatecznie, ale jednak nie. I patrzcie ludzie! Słowa! W internecie! Ale czad! Wracam do życia, pracy i prześladujących mnie projektów, zatem zapraszam do lektury... *kłania się teatralnie*



Jej ciasny, chaotyczny dom trząsł się cały tego dnia. Przewracała się, obcierając sobie kolana i ręce. Odprysł nawet mały kawałek materiału jej baletowej sukienki, kiedy inne rzeczy przewracały się na nią. Schowała się za starą książką, zasłoniła białymi ramionami drobną główkę i czekała, aż to straszne trzęsienie minie. Skórzany tom stabilnie opierał się o drewnianą ścianę, ale grzechotanie przedmiotów nad nim ją przerażało.

Nagle wszystko się skończyło. Potężne stuknięcie pod podłogą zwieńczyło całe zamieszanie. Niskie głosy nawoływały do siebie na zewnątrz. Usłyszała jeszcze tylko głośne tupanie i zapadła cisza.

Dopiero po chwili zdecydowała się poruszyć. Z trudem wydostała się spod książki przywalonej stosem bibelotów i usiadła obok swojej pozytywki. Oparła głowę na kolanach i trąciła pudełeczko, wydobywając z niego kilka pierwszych dźwięków melodii. Westchnęła.

W kufrze zapanował straszny bałagan, kurz i zapach starości unosiły się w powietrzu. Była zmęczona i przestraszona, nie miała jeszcze siły na nowo ustawiać rzeczy. Delikatnie przepchnęła pozytywkę pod ścianę i nakryła pogniecionymi kopertami, związanymi tasiemką, a potem zakopała się pod stertą przedmiotów, żeby ukryć się bezpiecznie pod książką. Zwinięta w kłębek zastanawiała się, co się właśnie stało, aż w końcu, zmęczona dziwnymi wydarzeniami, zasnęła.



Kiedy się obudziła, wokół panował straszny hałas, a wszystkie otaczające ją przedmioty aż drżały od huku kroków. Otworzyła oczy, spłoszona i uderzyło ją przyćmione światło przebijające się pomiędzy szpargałami. Wydostała się spod książki, próbując robić jak najmniej zamieszania. Drewniane ściany kończyły się otwartą przestrzenią. Dziewczyna nie pamiętała, kiedy ostatnio widziała ten duży, jasny pokój, ale kołatał się gdzieś w zakamarkach jej pamięci. Otworzyła ze zdziwienia wąskie usteczka o różowych wargach i wpatrywała się w ogromne okno naprzeciw niej.

Dopiero, kiedy usłyszała metaliczny łoskot upuszczonego przez kogoś przedmiotu, odskoczyła i zasłoniła się zakurzonym pluszakiem. Jej wzrok powędrował w stronę źródła dźwięku. Mężczyzna w średnim wieku schylał się po blaszany dzwonek. Odłożył go na ogromny stół. Drobna baletnica nie widziała chyba jeszcze nigdy nikogo aż tak wysokiego.

- Co my z tym wszystkim zrobimy? – odezwał się.

- Sprzedamy na targu? – odpowiedział mu kobiecy głos. – Ciocia zawsze miała tendencje do gromadzenia rupieci…

Blade ramiona dziewczyny przygarbiły się. Nie podobał jej się ten pomysł ani to określenie.

- Trzeba będzie rozpakować te wszystkie pudła ze strychu… - westchnął mężczyzna i wyszedł.

Kobieta, która mu odpowiedziała, została w pokoju, przeglądając jakieś rzeczy z kartonu stojącego na stole. Część ustawiała przed sobą z troską, część układała na stosie na brzegu blatu. Dziewczyna przyglądała się przedmiotom, skryta za drewnianą ścianką. Te stojące na środku stołu były kompletne, choć może miały już swoje lata, te z brzegu były zniszczone i wyraźnie nie nadawały się do naprawienia.

Przejechała drobną dłonią po startym łokciu i złapała za wybrakowany brzeg sukienki. Kiedy kobieta jednym gestem zepchnęła zgromadzone przedmioty do kartonu, usłyszała trzask rozbijającej się porcelany i łamiących się nóżek drewnianego pajaca.

Ciężkie kroki obwieściły, że mężczyzna wraca.

- Mel, widziałaś nożyczki? – zawołał jeszcze po drodze. Nagle się zatrzymał. – Musiałaś je wszystkie wyrzucać?

- Były zniszczone – odparła kobieta, wzruszając ramionami. – Chciałeś je wszystkie naprawiać?

- Czemu nie? 

Baletnica nie zrozumiała tej rozmowy. Wpatrywała się w zniszczone przedmioty w pudle, przeznaczone do wyrzucenia. Zacisnęła palce mocniej na brakującym skrawku falbanki. Dopiero, kiedy mężczyzna zabrał sprzed jej oczu karton ze śmieciami, skuliła się za nakręcanym budzikiem w nadziei, że nikt jej nie zauważy.

- Nie wyrzucaj nic więcej, jeżeli mogę to naprawić…

- Naprawdę lubisz takie rzeczy, co, braciszku? – zaśmiała się kobieta. – Dobrze, dobrze, nie wyrzucę niczego, co możesz naprawić…

Dziewczyna, ukryta wśród rupieci, odetchnęła z ulgą. Pogładziła obtarte kolano, zastanawiając się, czy ten mężczyzna umie to naprawić.



Kiedy następnego dnia wyjrzała ze swojej kryjówki, kolejne rzeczy były przestawiane z miejsca na miejsce. W końcu jej wzrok powędrował nad kominek, gdzie stała biała, zdobiona złotem i pastelami waza, a Mel, ta, która poprzedniego dnia wyrzuciła stos rzeczy, ustawiała po drugiej stronie półeczki złocony świecznik.

Dziewczyna podskoczyła, kiedy z miejsca, którego nie dostrzegała dobiegł ją zduszony śmiech.

- Zaczęły ci się podobać te starocie, co?

- Te są akurat ładne – fuknęła w odpowiedzi kobieta, przesuwając wazon. – Pasują tu…

- Jasne – parsknął mężczyzna. – Z resztą tych gratów trochę jeszcze się zejdzie, w dekoratorkę wnętrz pobawisz się później.

Jego siostra chciała coś odpowiedzieć, ale nie zdążyła, bo od białych ścian odbił się świdrujący uszy dźwięk starego dzwonka do drzwi.

- Kto to? – zdziwiła się kobieta.

- Claire… - dobiegło westchnięcie zza klapy kufra.

- Co ona tu robi, Glen? – zirytowała się Mel.

- Przywozi mi małą, więc się nie wściekaj…

Kobieta fuknęła jeszcze i schyliła się do stojącego obok niej pudła. Ktoś po drugiej stronie drzwi nacisnął dzwonek jeszcze raz.

Dziewczyna przycisnęła ucho do drewnianej ścianki, ale nie słyszała, kto przyszedł. Nie miała pojęcia, kim jest Claire. Nie wiedziała też, kim są Mel i Glen i ciągle trochę się bała. Spróbowała spojrzeć w stronę, w którą skierował się mężczyzna, ale odskoczyła, widząc biegnącą ku niej dziewczynkę. Padła na plecy w wystudiowanej pozycji, nie mając już czasu się schować, kiedy dziecko wpadło z piskiem do pokoju.

- Ciocia Mel!

- Cześć, Kelly – uśmiechnęła się kobieta. – Pomożesz nam z tymi rzeczami?

Dziewczynka kiwnęła jasną główką i rozejrzała się po pokoju z uśmiechem zdobywcy.

- Tylko bądź ostrożna, skarbie, dobrze?

Wytłumaczyła jeszcze małej, co ma robić i sama wróciła do pracy. Obie kręciły się po pokoju, co chwilę odwracając się w stronę kufra, gdzie zastygła w bezruchu baletnica bała się poruszyć, żeby nie zwrócić ich uwagi.

- Patrz, ciocia, jaki śliczny! – zawołała dziewczynka, wyciągając coś z kartonu.

Dziewczyna nie widziała, co dziecko trzyma w dłoniach, ale kiedy podbiegło do cioci, ta gwizdnęła zadowolona. Potargała jasne włosy dziewczynki.

- Masz rację, dokładnie tego mi brakowało.

Korzystając z ich nieuwagi, maleńka, jaśniutka postać ukryła się między rzeczami w kufrze. Skuliła się, zasłaniając twarz dłońmi. Nie wiedziała co się z nią stanie, kiedy ją w końcu znajdą, ale wolała nie ryzykować. Bolało ją poobcierane ciało i obawiała się, że nie można nic z tym zrobić. A komu mogła się podobać taka potłuczona?

- Co takiego znalazłyście? – zapytał Glen, wkraczając do pokoju.

- Tata! - zawołała Kelly, tupiąc bucikami po parkiecie. – Patrz jaki śliczny!

- Jest naprawdę pięknie wykonany i wcale nie uszkodzony – dodała Mel. – Nie wiem jak to możliwe, wyciągnęła go z dna kartonu…

- Chcesz go pewnie postawić na kominku? – zapytał siostrę, kiedy dziewczynka porzuciła w ich rękach znalezisko i udała się na dalsze poszukiwania.

Dziewczyna z kufra odsłoniła twarz i wyjrzała niepewnie z kryjówki. Bardzo chciała zobaczyć, o czym mówią ci ludzie. Na kolanach podeszła do drewnianej ścianki. Chwyciła zardzewiałe, metalowe okucie, stanęła na palcach i wychyliła się. Mel stawiała właśnie przedmiot jej ciekawości na półeczce nad kominkiem.

Serce dziewczyny zadrgało w piersi. Westchnęła.

Otworzyła usta i wpatrywała się w jasną sylwetkę, stojącą na skrawku trawnika i przekręcaną pracowicie przez kobietę. Przez chwilę stał odwrócony w jej stronę. Kłaniał się dwornie, a białą rękę wyciągał dokładnie do niej, jakby prosił ją do tańca. W drugiej dłoni trzymał przepiękny, czarny kapelusz z piórami i uśmiechał się czarująco czerwonymi ustami. Zachwycała się każdym szczegółem jego złotego stroju. Zdążyła pomyśleć, że jest prześliczny, kiedy przypomniała sobie o obecnych w pomieszczeniu ludziach. Kobieta, zadowolona w końcu z ustawienia księcia, odwróciła się od kominka.

Baletnica gwałtownie przywarła plecami do drewna, kryjącego ją przed niechcianym wzrokiem. Już chciała ukryć się pod starociami, kiedy do pokoju wszedł Glen. Znieruchomiała. Zastanawiała się, co może zrobić. Ten piękny chłopak stał na wyciągnięcie ręki, ale ona nie była wystarczająco piękna, żeby ktoś z ludzi zwrócił na nią uwagę - nie mogła stanąć obok niego.

Trwała nieruchomo, aż miała pewność, że wszyscy wyszli z pomieszczenia. Wspięła się wtedy na stos przedmiotów i usiadła na składanej szachownicy. Splotła ręce, ułożyła je na okuciu kufra i oparła na nich głowę. Podziwiała profil księcia, kiedy usłyszała kroki powracającej dziewczynki.

Odwróciła się i nagle jej wzrok padł na pozytywkę, tkwiącą pod stertą papierów. Nie zastanawiała się długo. Zepchnęła leżący obok siebie pęk kluczy, który zrzucił papiery i wprawił w ruch jej pozytywkę dokładnie w momencie, kiedy Kelly wpadła do pokoju. Baletnica opadła na starocie, układając swoje poobijane ciało w tak dobrze znany sposób, a dziewczynka zatrzymała się tuż przed kufrem.

Blond włosy dziecka świsnęły w powietrzu, a oczy w sekundę stały się ogromne. Kelly szukała źródła dźwięku, uśmiechając się coraz szerzej.

W końcu pochyliła się nad kufrem i wyciągnęła pozytywkę. 

- Co znalazłaś, kochanie? – dziewczynę, tkwiącą w baletowej figurze, dobiegł rozbawiony głos Glena.

- Ładnie gra – odparła Kelly. – Ale czegoś tu brakuje…

- Pamiętam tą pozytywkę – rzuciła Mel, wchodząca do pokoju. – Była na niej… O, tu jest – zauważyła i wzięła do ręki figurkę baletnicy. – Jaka potłuczona…

- Pokaż, ciocia! – domagała się tymczasem dziewczynka. – Ciocia, proszę!

Kobieta bez słowa przekazała dziewczynce laleczkę i ruszyła przez pokój, zbierając porwane kartony, folie i gazety.

- Stała na komodzie jak byliśmy dzieciakami, pamiętasz? – mówiła do brata.

- Jakoś nie bardzo…

- Tata, napraw ją! – zażądała dziewczynka, wymachując baletnicą przed ojcem. – Jest taka ładna…

Nikt nie zauważył, jak porcelanowe usteczka zadrgały w uśmiechu.

- Nie wiem, czy to możliwe… - zawahał się Glen, odbierając od córki figurkę. – To porcelana, nie wiem jak uzupełnić tę szczerbę w sukience… To będzie widać.

- Ale książę musi mieć dziewczynę! – nalegała mała. – Proszę…

Mel zachichotała.

- No już… - powiedziała, łapiąc za ramiona bratanicę. – Coś wymyślimy.

- Tata umie wszystko naprawić… - mruknęła Kelly, patrząc na laleczkę.

Glen westchnął.

- Naprawimy ją…



Kilka następnych dni baletnica spędziła na stole, gdzie Glen, w chwilach pomiędzy sprzątaniem, próbował ukryć wszystkie jej obtarcia. Naprawił nawet jej sukienkę. Uzupełnił jej brzeg jakimś tworzywem i, idąc za radą Mel, zamalował złotym lakierem do paznokci. W nocy kładli ją na kawałku kartonu, skąd mogła patrzeć na stojącego na półeczce księcia. Miała wrażenie, że i on na nią patrzy, więc, kiedy tylko była w stanie, pod nieobecność ludzi wstawała i tańczyła dla niego, żeby potem położyć się dokładnie w to samo miejsce.

Wreszcie Glen przymocował jej stópkę w przeznaczonym do tego miejscu i delikatnie nakręcił pozytywkę. Kelly zaśmiała się i zakręciła z rękami rozpostartymi jak u baletnicy.

- Dobra – powiedział Glen. – Myślę, że skończyliśmy…

Dziewczynka nic nie powiedziała, tylko patrzyła jak jej tata ostrożnie przestawia pozytywkę na wąską półeczkę.

Baletnica nie ruszyła się, kiedy przenosili ją nad kominek. Nic nie zrobiła też, kiedy krzątali się po domu przez resztę dnia, kończąc sprzątanie pokoi. Żałowała tylko, gdy wynieśli kufer, który przez wiele lat był jej domem. Podejrzewała, że już nigdy nie zobaczy ani jego, ani żadnych rzeczy, które jej towarzyszyły.

Dopiero wieczorem, kiedy wszyscy już zniknęli, mogła odwrócić się w stronę księcia, który wyciągał do niej rękę i patrzył gdzieś obok jej ramienia, jakby nie śmiał spojrzeć jej prosto w oczy. Pochyliła się lekko i musnęła dłonią jego palce. Cofnęła się i wtuliła się we własne ramiona, chociaż nieznajomy ani drgnął. Jego twarz zdobił ten sam uśmiech, co w chwili, kiedy zobaczyła go po raz pierwszy. Podała mu rękę jeszcze raz, ale pozwoliła sobie pozostać tak dłużej. Nie zwracała uwagi na to, że całą noc książę nie spojrzał na nią ani nie ruszył się choćby o milimetr i tylko co chwilę przejeżdżała palcami po jego dłoni i nadgarstku. Każdej nocy podziwiała go i dotykała jego wyciągniętej ręki, nie oczekując nawet, że zareaguje.

Rankami nieruchomiała, choć w ciągu dnia, kiedy nikt nie patrzył, czasem pozwalała sobie na szybki rzut oka w stronę kłaniającego się jej księcia.

Mała Kelly za każdym razem, gdy pojawiała się w pokoju, stawała na palcach i z trudem przekręcała pozytywkę, by popatrzeć jak baletnica kręci się w prostym tańcu przy akompaniamencie melodii. Drobna, jasna postać uśmiechała się maleńkimi usteczkami.



Baletnica kuliła się na swojej pozytywce z zamkniętymi oczami, a książę niewzruszenie skłaniał się ku niej. Na dworze szalała burza. Wichura targała firaną przez otwarte okno, które latało na skrzypiących zawiasach. Dziewczyna nie miała dość odwagi, by odsłonić uszy, chronione przed grzmotami i sięgnąć do dłoni swojego nieruchomego towarzysza.

W końcu wiatr szarpnął skrzydłem i trzasnęły drzwi. Czuła, jak cała półeczka zadrżała i przez sekundę bała się, że spadnie. Ale usłyszała dźwięk, który zmusił ją do otworzenia oczu. Przez chwilę patrzyła prosto przed siebie, bojąc się odwrócić głowę. W końcu jednak spojrzała. Obok niej było pusto. Wychyliła się znad kominka i zobaczyła między ozdobnymi, metalowymi kratkami białe odłamki porcelany. Cofnęła się gwałtownie. Przez resztę nocy ktoś, kto zajrzałby do pomieszczenia, mógłby usłyszeć cichutki szloch.



- Glen… - wydusiła z siebie Mel, podnosząc się znad zamiatanych resztek porcelanowego księcia.

- Co jest, siostrzyczko? – mężczyzna podniósł głowę. Obok niego siedziała zasmucona dziewczynka.

- Chodź tu na chwilę…

Głos kobiety brzmiał na tyle słabo, że musiał do niej podejść.

- Co się dzieje?

Wskazała na półeczkę.

- Nie wydaje ci się, że ta postać… stała trochę inaczej? – wydukała niepewnie, opierając się na jego ramieniu.

Laleczka na pozytywce, zamiast wyginać się w baletowej figurze, siedziała obejmując kolana ramionami i kryjąc w nich główkę.

Zmarszczył brwi.

- Rzeczywiście… Jak to możliwe? Przestawiałaś figurki?

Pokręciła głową.

- Kelly? – zwrócił się do córki. – Zmieniałaś tu coś?

Dziewczynka podbiegła do kominka.

- Nie, tatusiu, ona jest smutna! – zawołała, łapiąc go za koszulę.

- Smutna? To tylko porcelanowa laleczka, skarbie…

Chciał sięgnąć do pozytywki, ale córka pociągnęła go za rękaw.

- Nie! Ona jest smutna! Zostaw ją, będzie dobrze…

Opuścił rękę i westchnął.

- Niech zostanie…



Kiedy wyszli, baletnica uniosła głowę. Nie wyrzucili jej. Dziewczynka chciała, żeby została. Dziewczynka rozumiała…

Wstała niepewnie i otarła porcelanowe policzki. Rozciągnęła ramiona, uniosła nóżkę i wygięła się w zgrabny łuk. Nie musiała wymuszać uśmiechu, gdy Kelly znowu wpadła do pokoju. Mała złapała się półeczki i przyjrzała figurce.

- Tata! Patrz! – zawołała, przekręcając pozytywkę. - Myślę, że ona znowu będzie szczęśliwa…





Dzięki za uwagę... Postaram się wrócić do coczwartkowych postów, ale na razie nic nie obiecuję, najmarniej raz na dwa tygodnie coś będzie. Ciao ;*

piątek, 3 lutego 2017

Error 666

Komunikat w telegraficznym skrócie dla tych, którzy kiedyś, przez pomyłkę tu zabłądzą: problemy techniczne. Nie zawieszam tego ani nic, ale mogą być np. dwa tygodnie obsuwy, postaram się, żeby było mniej...