czwartek, 12 stycznia 2017

Potwory

Witam Was w ten piękny, czwartkowy wieczór. Mój mózg ostatnio generuje takie rzeczy, więc napisałam i jestem całkiem zadowolona. Smacznego ^^



Budzę się na fotelu w gabinecie. Cicho, ciemno, za oknem powoli już szarzeje niebo. Serce bije mi jak oszalałe i nie mogę uspokoić oddechu. Dlaczego? Podrywam się i rozglądam po pokoju. Drzwi są zamknięte, nie mogę się zmusić, żeby je otworzyć, wyjść i rozejrzeć się po domu, więc tylko przyciskam do nich ucho i czekam na jakiś niepokojący dźwięk pochodzący z innych pomieszczeń.

Mijają minuty, a ja stoję wtulona w drzwi i nasłuchuję. Serce wcale nie zwalnia, oddech wcale nie cichnie. Widzę jak drży mi dłoń, którą opieram o klamkę, gotowa nacisnąć ją w każdej chwili.

Szybko cofam się, powtarzając w myślach jedno słowo - „nic”. Nic tam nie ma, nikogo nie ma w domu. Dlaczego cała się trzęsę?

Patrzę na okno. Zamknięte. Szczelnie. Nawet nie uchylone, po prostu zamknięte. Szczelnie, na pewno. Wpatruję się w szybę i dopiero po chwili zauważam ruch za ogrodzeniem, między drzewami. Szybko przypadam do ściany, ukrywając się przed zimnym, jesiennym światłem. Wyglądam na dwór.

W lesie coś jest. Coś. Nie człowiek ani żadne inne zwierzę, jest zbyt ogromne, zbyt masywne. Porusza się ociężale i z trudem. Nie mieści się między drzewami. Kiedy idzie, trącane przez niego sosny się chwieją, ale stworzenie wydaje się nawet tego nie zauważać.

Kiedy wychodzi na drogę przed bramą, cofam się tak długo, aż na mojej drodze staje krzesło. Potykam się i ląduję na podłodze. Przez chwilę nie mogę zmusić się do wstania. Wpatruję się w okno, chociaż widzę już tylko niebo i korony drzew, bujające się obojętnie na wietrze.

W końcu podnoszę się, obolała i wyczerpana. Staję w oknie przekonana, że cokolwiek to jest, nie może mnie zobaczyć. W istocie, nie mogłoby - ma kark tak gruby, że z pewnością nie jest w stanie obracać głowy. Wygląda jakby jego potężne, szare cielsko pokrywały skamieniałe, nabrzmiałe bąble. Kiedy na niego patrzę, czuję jak ostatni posiłek podchodzi mi do gardła. Wydaje mi się, że słyszę jak krew płynie przez moje tętnice, a może naprawdę tak jest.

Śledzę jego ociężałe ruchy i dopiero po chwili orientuję się, że kieruje się w kierunku bramy, że chce wejść na plac, że idzie w moją stronę. Desperacko wmawiam sobie, że nie wejdzie na podwórze, musiałby przeskoczyć na drugą stronę ogrodzenia, nieważne, że ma jakieś trzy metry, jest za ciężki, żeby skakać, z pewnością jest za ciężki, żeby skakać. Przez myśl przeszło mi, że dałby radę spokojnie przebić się przez drewniane wejście. I wtedy skrzydło bramy otworzyło się, pchnięte wiatrem.

Nie zastanawiam się, po prostu rzucam się na schody. Zbiegam na dół i dopadam drzwi. Nie chcę, nie chcę, nie chcę, żeby tu wszedł… 

Wydaje mi się, że jest wystarczająco daleko, kiedy biegnę, żeby zamknąć bramę. Nie myślę. Dopiero kiedy mija ogrodzenie, zatrzymuję się na kilka sekund. Biorę dwa płytkie oddechy i patrzę na zbliżające się monstrum. Odwracam się i rzucam do ucieczki.

Ból. Ciemnieje mi przed oczami.



Podrywam się z łóżka. Co się stało? Nie mam pojęcia. Boli mnie głowa. Dotykam czoła, ale zaraz odsuwam dłoń, sycząc z bólu. Wstaję, obolała i zmarznięta. Przeciągam się, rozglądam po pokoju. Czuję się, jakby powietrze było gęste i ciężkie. Mam ochotę spać dalej. Nie wiem która jest godzina, za oknem widzę tylko ciemne kształty drzew na tle wyblakłego, granatowego nieba. Jeszcze raz przejeżdżam palcami po czole. Boli.

Idę do łazienki, żeby się przejrzeć i ku mojemu zdziwieniu, widzę nad okiem wielkiego siniaka. Co się stało?

Nie wiem, jak to się mogło stać. Wzruszam ramionami i idę do gabinetu. Wydaje mi się, że przerwałam coś ważnego…

Siadam przy biurku, ale mój wzrok pada na okno. Serce zamiera mi na kilka sekund. Nie reaguję, po prostu patrzę na nie. Na te stworzenia. Kilka masywnych, szarych istot, które wyglądają znajomo. Ogromne, złoto-rude wilki, toczące pianę z pyska. Coś jeszcze, czego nie mogę dostrzec między drzewami. Kręcą się po lesie, jakby nie miały innego zajęcia.

Ale czuję, jak serce przyspiesza mi niebezpiecznie na widok tych trzech największych. Tych, których dziwne, podłużne głowy ukrywają się w koronach drzew. Tych, które mają niemal ludzkie, nagie ciała, o wielkich dłoniach wiszących na chudych rękach, jakby były za ciężkie, żeby istoty mogły je unieść. Tych o ciemnej skórze, nieokreślonego, brudnego koloru. W gałęziach drzew widzę twarz jednego z nich. Oczodoły, które wydają się puste, ale gdzieś wewnątrz nich, głęboko obracają się małe, błyszczące oczy… Usta otwarte, jakby szczęka wypadła mu z zawiasów i czaszka, która, jestem pewna, eksplodowała od wewnątrz. Boję się, że odwróci się w moją stronę i mnie zauważy, ale jeszcze bardziej boję się, że odwróci się tyłem i zobaczę przez wyrwę w głowie rozpływający się mózg.

Odwraca się do mnie. Wrzeszczę i opadam na kolana, próbując się przed nim ukryć. Kiedy wyglądam ponad parapet, on przestawia nogę przez ogrodzenie. Nie potrafię się ruszyć. Nie potrafię uciekać, ukryć się. Nie potrafię.

Słyszę, jak bije mi serce. Patrzę. On idzie. Wyciąga rękę. Przez sekundę widzę jego wielkie, pozbawione linii papilarnych palce tuż za szybą. Dopiero wtedy się orientuję.

Opadam na ziemię. Kulę się i krzyczę. Zaciskam powieki. Słyszę, jak tłucze się szyba, czuję, jak obsypują mnie odłamki szkła. Coś uderza mnie w ramię. Uszy świdruje mi własny wrzask.

Ogromna ręka trąca mnie co chwilę, próbuje chwycić. Meble przewracają się z hukiem. Podrywam się, skaczę po pokoju. Nie mogę dotrzeć do drzwi. Padam na podłogę, przetaczam pod potężnymi palcami. Słyszę ciężki oddech tego czegoś i szuranie jego dłoni po ścianach. Wstaję, upadam, szamoczę się po ciasnym pokoju, uciekając przed ścigającą mnie ręką. 

Uderzam o ścianę, aż ciemnieje mi przed oczami. Przewracam się. Przez chwilę wszystkie dźwięki wydają się odległe, a obraz zamglony. Leżę na potłuczonym szkle, czuję ćmiący ból całego pociętego, poobijanego ciała. Nie bronię się, kiedy w końcu dłoń potwora podnosi mnie z podłogi - prawie tego nie zauważam. Zapamiętuję jeszcze, jak wyciąga mnie przez okno, wiszącą bezwładnie w jego ręce.



Odzyskuję świadomość pod drzewem przed domem. Siadam zdezorientowana na mokrej ziemi. Zimno mi. Zza horyzontu leniwie wyłaniają się pojedyncze promienie słońca. Las. Potwory. Przypominam sobie. 

Przez chwilę siedzę nieruchomo, czekając aż spomiędzy drzew wyłoni się jakieś odrażające stworzenie. Wstaję i słyszę, jak skrzypi targana wiatrem brama. Waham się przez chwilę. Nic za nią nie ma. Biegnę ją zamknąć. Ręce trzęsą mi się, kiedy próbuję zasunąć zasuwę. Podnoszę głowę i tracę oddech. Patrzę prosto w oczy wilka.

Jest wyższy ode mnie. Wpatruje się we mnie złotymi oczami. Boję się ruszyć, boję się nawet odwrócić wzrok, więc odwzajemniam jego spojrzenie.

Robi krok w moją stronę, a ja rzucam się do ucieczki. Przewracam się. Obracam się, osłaniam rękami. Dopiero po chwili uświadamiam sobie, że wilk stoi tuż za bramą, z nosem opartym między deskami i obserwuje mnie nieruchomymi oczami. Opuszczam powoli ręce. Kątem oka widzę inne stworzenia w lesie, ale patrzę tylko na wilka. Pochylam się w jego stronę. Nie reaguje. Podpełzam do niego przez błoto. On się nie rusza, więc przez bramę wyciągam do niego drżącą rękę. Moje palce dotykają złotej sierści na jego pysku, czuję mokry nos pod dłonią. Głaszczę głowę wilka.

Zastygam w bezruchu. Podnoszę wzrok. Otaczają mnie różne stworzenia. Te, które już widziałam i inne. Przyglądają mi się, zbliżają o krok, o dwa z głębi lasu. Przenoszę spojrzenie na złotego wilka. Patrzy na mnie mądrymi, cierpliwymi oczami. Moja ręka opada i opiera się bezwładnie na desce w bramie. Trąca ją wilgotny, wilczy nos.

Wstrząsa mną pojedynczy szloch. Przykładam wolną dłoń do ust. Czuję wilgoć na palcach. Łzy. Przebiegam wzrokiem po zgromadzonych wokół mnie stworzeniach. Ramiona mi drżą, a łzy nie przestają płynąć.

Chcę wrzeszczeć.

Płaczę.




PS Tak było. Serio.

4 komentarze:

  1. Pomyślałbyś kiedyś, że tak się to wszystko ułoży?
    Ja nie.
    Nigdy.
    Może po prostu nie dopuszczałam do siebie tej myśli.
    Nie sądziłam, że jest do tego zdolny.
    Nie sądziłam, że jest na tyle silny.
    Myślisz, że chciał Ci odpłacić, za to, że kiedyś też to zrobiłeś?
    Nie sądziłam, że da mu radę.
    Mord za mord.
    Teraz już jesteśmy straceni.
    Tobirama?
    Proszę Cię, powiedz coś . .


    Zapraszam na http://different-konoha.blogspot.com/ :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wow. Komentarz. Ani słowa o tekście, pod którym go piszesz, tylko reklama. Urocze :/ Poczułam się jakbyś przyszła na moją imprezę tylko po jedzenie. Dzięki za zaproszenie, nie czytam fanficków...

      Usuń
  2. Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.

    OdpowiedzUsuń
  3. 48 year old Engineer I Fonz Ramelet, hailing from Gimli enjoys watching movies like Body of War and Computer programming. Took a trip to Quseir Amra and drives a Delahaye Type 175S Roadster. dlaczego nie sprawdzic tutaj

    OdpowiedzUsuń