piątek, 25 listopada 2016

Lizaki o smaki nikotyny - Część 5

Heej... Mała obsuwa, bo jakoś zapomniałam, ale nie sądzę, żeby kogoś to bolało :') Taki kolejny kawałeczek, polecam się i takie tam... Enjoy...



Zawsze myślałem, że to takie normalne. Że wszyscy obrywamy i lejemy się po mordach. Ale kiedy któregoś wieczoru napisał do mnie Mateusz, zacząłem się zastanawiać, czy nie powinienem zrewidować swoich poglądów.

„Twoi rodzice są w domu?”

Ciekawe pytanie…

„Matka śpi, a ojciec w robocie. Co jest?”, odpisałem.

„Możesz mi pomóc? Mogę do Ciebie przyjść?”

„Pewnie, chodź”, napisałem tylko, zaintrygowany. Ledwie wyłączyłem zmaltretowany komputer, na którym oglądałem jakiś marnej jakości film, kiedy dostałem kolejnego SMSa.

„Jestem”

Pomyślałem, że nie chce budzić mojej starej pukaniem. To dość zabawne, bo nawet przemarsz wojska by jej nie obudził…

Otworzyłem drzwi i powitanie zamarło mi na ustach.

Stał przede mną Mati - z brwi radośnie spływała mu krew, kapiąc na ubranie, a skroń siniała mu wokół pękniętej skóry.

- O, stary… - westchnąłem, kiedy przypomniałem sobie, jak dziwiło mnie, że nie jest tu bity. Cofnąłem się, żeby go wpuścić. – Coś ty zrobił?

- Cześć – powiedział cicho. - Wpadłem na jakiegoś pijaka…

- Chodź do łazienki – rzuciłem, pokazując mu kierunek, a sam ruszyłem w stronę kuchni, gdzie mieliśmy pokaźny zapas różnego opatrunkowego badziewia. – Skoczę po coś, żeby to…

- Nie – przerwał mi szybko. – Muszę zaraz wrócić do domu, ale nie mogę tak wyglądać. Pomyślałem, że będziesz wiedział jak to ukryć…

Zatrzymałem się i przyjrzałem mu uważnie. Miałem wrażenie, że coś w związku z nim mi umyka. Czegoś nie rozumiałem, chociaż widziałem jakieś niewyraźne znaki.

- Myślisz, że dasz radę to ukrywać, aż się zagoi? – zwątpiłem.

Spojrzał mi w oczy. Poczułem się naprawdę niezręcznie, ale nic nie mówiłem i nie odwracałem wzroku. Zastanawiałem się, co zrobi, jeśli ja będę milczał.

- Muszę – powiedział w końcu i odwrócił wzrok.

Poczułem, jak oczy szerzej mi się otwierają. Stał z opuszczoną głową, pustym spojrzeniem i nic więcej nie mówił, mimo, że twierdził, że się śpieszy. Otrząsnąłem się ze skrępowania i zaskoczenia. Śpieszy się, kurwa, ochrzaniłem się w myślach, nie stój jak ciota, bo kumplowi się chyba w domu oberwie…

- To i tak trzeba zatamować… - wydusiłem z siebie i poleciałem do kuchni.

Przyniosłem duże pudełko po butach, wypchane plastrami, bandażami, maściami i tabletkami, wdzięcznie nazywane w moim domu apteczką. Wepchnąłem Matiego do łazienki i postawiłem pudło na pralce.

- Siadaj – niemal warknąłem, a Mati posłusznie przysiadł na zamkniętej klapie sedesu. Miał przygarbione ramiona i patrzył w podłogę. – Ja to ogarnę, pewnie nie jesteś w tym zbyt dobry… - westchnąłem, wyciągając wacik i spirytus.

- Radzę sobie.

Przyjrzałem mu się. Nie przestawał mnie zadziwiać. Podniósł wzrok, ale tylko na moje ręce. Patrzył tępo jak zalewam wacik spirytusem.

- Zaboli – rzuciłem beznamiętnie. Podniosłem jego głowę i przyłożyłem wacik do rozwalonej brwi. Nawet się nie skrzywił. Zamknął tylko oczy. – To coś ty właściwie zrobił?

- Wpadł na mnie jakiś zataczający się facet… - odpowiedział. - Wkurzył się i mnie uderzył. A potem poszedł.

- Idiota – stwierdziłem, krzywiąc się, kiedy krew przestała mi zasłaniać ranę. Nie było możliwości, żeby nikt w jego domu tego nie zauważył, chyba, że wszyscy byliby niewidomi albo panowałaby tam ostra patola… - Jak się nie umiesz bronić, to nie powinieneś się szlajać…- fuknąłem, zirytowany. Wkurzało mnie, że ktoś może tak po prostu dawać sobie przypieprzyć.

Nie odpowiedział.

Przyłożyłem czysty wacik do jego skroni.

- Trzymaj – rozkazałem, a on przejął go ode mnie. Oparłem się o umywalkę, krzyżując ręce na piersi. – Nijak tego nie zasłonisz… Za bardzo krwawi.

- Dam radę.

- Co jest z Tobą? – nie wytrzymałem w końcu. – Dajesz się lać jakimś przypadkowym menelom i boisz wrócić do domu z rozwaloną gębą. Powiedz, to cię nauczę, jak się im nie dać i nie będzie problemu!

- Nie chcę.

Kretyn!

Uderzyłem bokiem pięści w ścianę i wyszedłem, żeby mu nie poprawić tej twarzy.

- Przyniosę ci jakąś czystą bluzkę, chociaż to i tak nic nie zmieni – warknąłem. Nie potrafiłem tego zrozumieć.

Wyciągnąłem z szafy koszulkę, zbliżoną kolorem do tej, którą Mati miał na sobie. Zgarnąłem jeszcze z torebki matki kosmetyczkę i wróciłem do łazienki. Mati stał i przyglądał się swojej zdemolowanej skroni, z której krew już przestała lecieć, ale dalej przedstawiała się dość paskudnie. Rzuciłem bluzkę na kibel i postawiłem na pralce kosmetyczkę.

- Masz jakieś pudry i mazidła mojej starej, może się to jakoś zakryje… - westchnąłem. Nie żebym nigdy nie składał pobitego kumpla do kupy, częściej okręcałem bandażami kogoś innego niż siebie, ale on był taką pierdołą, że aż działało mi to na nerwy.

- Dzięki… - powiedział, wycierając krew z twarzy, i chyba chciał jeszcze coś powiedzieć, ale spojrzał na kosmetyki i na mnie, i odpuścił.

Wodziłem wzrokiem po pokoju, nie bardzo wiedząc, co ze sobą zrobić. Chciałem, żeby już sobie poszedł, ale musiał się najpierw doprowadzić do porządku.

Aż mnie zemdliło, kiedy zaczął pokrywać otwartą ranę mazią koloru ciała, wyciśniętą z tubki. Odwróciłem się, ale ciągle widziałem go kątem oka.

- Opierdoliliby cię, jakbyś wrócił z rozwaloną gębą? - zapytałem, żeby przerwać idiotyczną ciszę w pomieszczeniu.

Zatrzymał się w połowie ruchu i rzucił mi szybkie spojrzenie. Starannie zakręcił i odłożył tubkę. Wziął do ręki puder.

- Nie do końca… - powiedział i otworzył pudełeczko, ale zawahał się. – Twoja mama naprawdę nie będzie miała nic przeciwko?

- Olej to. Nie wie i nie musi wiedzieć – rzuciłem niedbale.

Skończył swój makijaż i zaczął układać włosy tak, żeby jak najbardziej zasłoniły uszkodzony fragment twarzy.

- Widać? – zapytał, spoglądając na mnie.

- Jak nie będą ci się za bardzo przyglądać, to może jakoś da radę… - odparłem. – Na bluzie nie widać krwi, ale bluzkę masz całą ujebaną…

Spojrzał najpierw na przyniesioną przeze mnie sztukę odzieży, a potem szybko na mnie - w końcu poprawił bluzę, zasłaniając koszulkę i podał mi tą, którą mu przyniosłem.

- Nie trzeba…

Nie odpowiedziałem, tylko wziąłem od niego ciuch i rzuciłem na pralkę.

- Przepraszam za kłopot – powiedział, nie patrząc mi w oczy. – I dziękuję za pomoc.

- Luz, nie pierwszy i nie ostatni raz ktoś się u mnie ogarnia…

Jeszcze raz pośpiesznie i krótko rzucił na mnie okiem.

- Leć do domu, bo się tam wkurwią… - rzuciłem, wychodząc z łazienki.

Wyszedł szybko za mną i skierował się do drzwi.

- Dzięki…

- Dobra, spadaj – fuknąłem, otwierając drzwi. – Cześć.

- Cześć… - powiedział już ze schodów i poleciał na dół.

Zatrzasnąłem drzwi, jakiś zmęczony. Nic nie poradzę, tak też się zdarza. Ciekawe od kogo oberwał, zastanawiałem się, ale tak naprawdę już wtedy przeszedłem nad tym do porządku dziennego. To przecież nic takiego.



Następnego dnia myślałem, że Mati przyjdzie w charakteryzacji, ale na skroni miał tylko duży plaster, zakryty włosami. Stał i rozmawiał z Grześkiem na korytarzu, więc podszedłem do nich, bez większego zainteresowania rozglądając się za resztą towarzystwa.

- Siema – rzuciłem. – Matka cię opieprzyła za sponiewieraną buźkę?

Mati przebiegł wzrokiem najpierw po mnie, potem po patrzącym z zaciekawieniem Grześku i wbił wzrok w ścianę między nami. Przez myśl przebiegło mi, że nikt już nie zwraca na niego uwagi. Szkolna tłuszcza przestała się na nas dziwnie gapić i coś szeptać między sobą.

- Jak wróciłem to nie zauważyła, a później powiedziałem jej, że w nocy uderzyłem się o szafkę… - wyjaśnił, uparcie kontemplując odpadający tynk.

- Mhm… - mruknąłem tylko.

- Powinieneś się nauczyć bić – zaśmiał się Grzesiek, szturchając go w ramię. – My wszyscy umiemy, nawet Kri, ale ty masz pod ręką po prostu mistrza…

Tak, wskazywał na mnie… Nie chwaląc się, jestem w tym naprawdę zajebisty.

- Nie trzeba – odpowiedział natychmiast Mateusz, podnosząc głowę, aż mu grzywka podskoczyła. Wbił we mnie wzrok, jakbym to ja coś powiedział, ale zaraz spojrzał w oczy Grześkowi. – Nie chcę nikogo bić.

Może nie powinienem, ale wciąż czułem pewną satysfakcję za każdym razem, kiedy Mati patrzył w oczy komuś innemu niż mnie. Naprawdę mi się podobało, że jeszcze ktoś mógł poczuć tę konsternację…

- Cześć, ludzie – rzucił niedbale Kazik, wyłaniając się nieśpiesznie z odmętów korytarza. – Macie czas w przyszły weekend i hajs na wódkę?

- A co? – zapytałem. Na wódkę zawsze…

- Starzy wybywają na weekend – odpowiedział, opierając się o ścianę ramieniem. – Zorganizowałoby się coś.

- Ja zawsze – ucieszył się Grzesiek. Szczerzył się jak debil. Ta… „jak”. – Tylko rodzince dam znać i lecę.

- Spoko – rzuciłem. – Dziewczyny idą?

- Idzie pół szkoły – odparł Kazik. – Wasze gęby mogę oglądać na co dzień, ale ile można…

- Pytam, czy Hanka i Kri się ustosunkowały – westchnąłem, przewracając oczami.

- Jak zwykle.

- Hm? – mruknął Mati, patrząc to na mnie, to na Kazika i przekrzywiając głowę.

- Hanka rzuca wszystko i idzie, a Kri „zobaczy” – wyjaśniłem. – Ale pewnie przyjdzie.

- A ty? – gospodarz przyszłej imprezy zwrócił się do Matiego.

Milczał chwilę, zanim wydusił z siebie cicho i bezbarwnie: - Nie wiem.

Skupiłem wzrok na plastrze zasłoniętym włosami.

- Dobra – Kazik zignorował plaster i moje wymowne spojrzenie. – To daj znać, jak będziesz wiedział.

- Jasne.

Chłopaku, jesteś pełnoletni, co się tak cykasz własnej starej, zastanawiałem się.

- Spadam, ta suka robi dzisiaj wszystkim kartkówki, muszę przeczytać czyjeś notatki – powiedział jeszcze Kazik i się zmył.

- Jakie kartkówki? Z czego?! – zawył potępieńczo Grzesiek i rzucił się biegiem za nim. – Czekaj!

Patrzyłem za nimi z politowaniem.

- Nie jesteście razem w klasie? – zapytał Mati obserwując, jak Grzesiek błaga jedną z dziewczyn o pożyczenie zeszytu.

- A no…

- To idź się uczyć.

- Nie trzeba – westchnąłem. – Ja to umiem. Nie jestem taki głupi jak oni – zaśmiałem się. – Z resztą… Mam wyjebane.

Przeniósł na mnie wzrok, a na jego ustach zadrgał niepewnie cień uśmiechu.

- Wiem, że nie jesteś… – szepnął i poszedł. Pomachał mi z pustym spojrzeniem i zniknął na schodach.

Westchnąłem. W końcu wszyscy jesteśmy trochę popierdoleni…





Taak... Został już tylko jeden fragment, wielki finał, rzekłabym. No... To ja już pójdę spać chyba... ^^"

2 komentarze:

  1. Kiedy będzie część 6? :/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O rany, nie było mnie tu chyba z miesiąc, bo depresyjka bije, a tu ktoś czeka zaniedbany... Odpowiadam: już natychmiast ^^"

      Usuń